Gender dobre, pro-life nie?
Jacek Radzikowski: | 14 marca 2017

Rebecca Kiessling, amerykańska działaczka antyaborcyjna, miała w planach wystąpienia na kilku polskich uczelniach. Tzw. liberalne media i część środowisk studenckich natychmiast zareagowały protestem.
Spotkania z Kiessling, która nie kryje, że została poczęta w wyniku gwałtu, organizuje Instytut Ordo Iuris, znany z walki o zakaz aborcji w Polsce. W planach były wystąpienia Kiessling na UW (miało odbyć się w poniedziałek, zostało jednak "przeniesione"), KUL, UJ i UMK. Protestować zaczęła jednak część studentów, temat szybko podchwyciły też media.
Pani Kiessiling, jak podaje na swoich stronach Ordo Iuris, "jest prezesem pozarządowej organizacji >>Save the 1<<, mającej na celu edukowanie społeczeństwa na rzecz konieczności pełnej ochrony życia, bez jakichkolwiek wyjątków i kompromisów". Można więc uznać, że z jej poglądami w zasadzie nie zgadza się większość Polaków, która – według badań opinii społecznej – opowiada się raczej za tzw. kompromisem aborcyjnym. Tylko czy to, że Kiessling reprezentuje poglądy mniejszości, może usprawiedliwiać próby zablokowania jej wstępu na polskie uczelnie?
Skoro na państwowych uniwersytetach działają tzw. gender studies, które dość otwarcie promują pewne hałaśliwe mniejszości, to dlaczego w murach polskich uczelni nie mieliby się pojawiać przedstawiciele mniejszości mniej krzykliwej – tej skrajnie antyaborcyjnej? Pani Kiessling, zdaniem przeciwników jej wystąpień, nie powinna wypowiadać się na uczelniach, bo jest "nienaukowa" i ma fundamentalistyczne poglądy. Brzmi to dość zabawnie, jeśli weźmiemy pod uwagę to, czego uczą swoich słuchaczy mile widziani na uniwersytetach "genderowcy"... Jedne poglądy, jak widać, można w ramach "uniwersyteckich wolności" bez problemu promować, innych już nie. Szkoda.
PS. Spotkanie planowane na UJ zostało, po protestach, odwołane i przeniesione na Uniwersytet Papieski...
Jacek Radzikowski
Fot. YouTube